Co zjeść w Wietnamie?

Wietnam to stworzony kraj do podróżowania z północy na południe, czy z południa na północ. W przemieszczaniu się pomiędzy większymi miastami, najwygodniej wybrać autobus turystyczny, który sam w sobie będzie przeżyciem. Autobus wyposażony jest w rzędy piętrowych fotelo-leżanek z kocem i poduszką. Już wchodząc musimy zdjąć buty, aby nie zabrudzić leżących na ziemi dywaników, a kierowca rozdaje każdemu po butelce wody mineralnej. W takich warunkach możemy komfortowo przejechać nawet kilkanaście godzin. Autobusy wyjeżdżają często w wieczornych godzinach, dzięki czemu zaoszczędzamy pieniądze na kolejnym noclegu, a także czas. Dodatkową zaletą jest ich organizacja. Wystarczy, że przekażemy w recepcji naszego hotelu, cel podróży, a obsługa wszystko załatwi za nas. Ceny uzależnione są od dystansu i rozpoczynają się już od kilku dolarów. Wiele biur oferuje Open bus ticket, który w cenie 45 USD można wykorzystać na trasie: Hanoi – Hue – Nha Trang – Mui Ne – Sajgon.

Po Hanoi i Zatoce Ha Long przyszła pora na kolejne destynacje. W drodze do Hoi An, warto zorganizować kilkugodzinny przystanek w Hue. W dawnej stolicy Wietnamu, nad Perfumowaną Rzeką znajduje się Cesarska Cytadela. Twierdza dynastii Nguyen to wielki kompleks z ruinami Pałacu królewskiego, Teatrem królewskim, Biblioteką, czy Świątyniami Przodków. Spacerując alejkami możemy poczuć chociaż trochę blasku - jednego z najwspanialszych dworów w całej Azji. Bilet wstępu wynosi 55 tys. dongów, czyli ok. 10 zł, a twierdza dostępna jest dla turystów do godz. 17.30.

Wieczorem Hoi An przywitało nas deszczem - pierwszym i jak się później okazało – jedynym w samym środku pory deszczowej :) I tu zatrzymajmy się na dłużej... Cóż możemy zrobić w mieście kolorowych latarni? Parafrazując... Jedz, módl się, kochaj...

W Hoi An mamy szansę odkryć bukiet niepowtarzalnych smaków, przypraw, rozkoszować się w nowej kulinarnej przygodzie... Całkiem przypadkiem, trafiamy w pierwszy dzień do jedynego otwartego, późną porą baru, cieszącego się wręcz światową sławą. Będąc w Hoi An należy koniecznie odnaleźć to miejsce o nazwie Banh Mi Phuong. Specjalnością są tytułowe Banh mi, czyli wietnamskie bagietki (pozostałości po kolonii francuskiej) z bogatym wnętrzem – zieleniną, smażonym lub grillowanym mięsem, warzywami, czy smażonymi plastrami tofu - z sosem majonezowym z nutką ostrego chilli. Magia, rozkosz, błogostan... Banh Mi Phuong odwiedził Anthony Bourdain, szukając najlepszych kanapek w swoim programie telewizyjnym, nie trudno zgadnąć, kto zgarnął nagrodę ;) Chcąc poznać kwintesencję wietnamskiej kuchni trzeba udać się do jadalnej części targu, gdzie posmakować można m.in. popularne danie Cua Lau - makaron ryżowy, z plastrami pieczonej wieprzowiny, słodkawym sosem i mieszanką świeżych ziół oraz mojego faworyta – White Rose, czyli różyczki kształtowane z papieru ryżowego, z farszem w postaci masy krewetkowej. A wszystko to w akompaniamencie koktajlu z Passion Fruit'a, czy piwa – Bia Sai gon.

Spacerując alejkami z żółtymi domami i zielonymi okiennicami, musimy pomodlić się o wytrwałość i odporność na miłe zachęty dobiegające z licznych punktów krawieckich. Na mapie Wietnamu - Hoi An wyróżnia się właśnie tą profesją. Liczne witryny, kuszą i nęcą... Nie sposób wyjechać z tego miasta bez nowego odzienia szytego na miarę. Kupując na straganie jedynie drobne pamiątki, zaczęłam gawędzić z wietnamską sprzedawczynią - Emmą. Po chwili prowadziła już mnie za rękę do drugiego Jej interesu, powtarzając: „Don't worry, be happy”. Emma w pięć minut zaprezentowała katalogi najlepszych marek, aby wybrać sobie wymarzony model, a po dziesięciu obmierzyła swoich klientów od pięt po czubek głowy. Don't worry, be happy! I tak o to zostałam posiadaczką nowego kostiumu, którego stworzenie zajęło zaledwie pięć godzin. Materiał wysokiej jakości, wykonanie bez zarzutów, a wszystko to w cenie ok. 60 zł.

Gdy zapada zmrok, Hoi An przemienia się w feerię kolorów. Nad uliczkami przewieszone są girlandy żółtych, zielonych, czerwonych jedwabnych latarni, a na tafli rzeki błyszczą się świece puszczane na znak pozbycia się smutków. I jak tu się nie zakochać?!

Hoi An to prawdziwa wietnamska perełka, z bogatą historią i dawnym portem o światowym znaczeniu. Starówka z motywami Japońskimi, Chińskimi, czy Portugalskimi wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wartym uwagi jest japoński, zadaszony most z przełomu XVI i XVII w., który przetrwał nawet trzęsienia ziemi. Nie sposób nie wspomnieć również, o naszym polskim bohaterze Kazimierzu Kwiatkowskim – architekcie i konserwatorze zabytków, który uratował cenne kilkusetletnie domy przed haniebną decyzją wyburzenia ich na rzecz wysokich bloków. Kazik, jak z uznaniem nazywają Go mieszkańcy, sprzeciwił się ówczesnym władzom, a silnymi argumentami przekonał nawet urzędników do renowacji.

Hoi An to idealne miejsce do spacerowania bez mapy, zatracenia się w labiryncie alejek. Po zwiedzeniu starówki, koniecznie należy poświęcić jeden dzień na pełen relaks. Wynajmując rower (1$ za cały dzień) możemy dojechać na plażę Cu Lao Cham oddaloną o 18 km, czy Cua Dai Beach znajdującą się jedynie 4 km od miasta, po drodze kontemplując widoki pól ryżowych.

Przedłużyliśmy pobyt o jeden dzień, żal było wyjeżdżać... Kolejny cel: Da Lat!

Da Lat – górska miejscowość, do której żółwim tempem dojechaliśmy w 18 godzin. Przyciągnęły nas tutaj jednak nie krajobrazy, ale kawa... najdroższa kawa na świecie Kopi luwak. Gatunek ten wydobywa się z odchodów zwierząt – luwaków, które zjadają owoce kawowca. Kawa po nadtrawieniu i sfermentowaniu traci gorzki smak, zyskując nową, aksamitną nutę. W samym centrum, paradoksalnie bardzo trudno odnaleźć miejsce, gdzie można by skosztować filiżankę największej atrakcji tego regionu. Wiele biur, natomiast oferuje wycieczki na plantacje kawy, z możliwością zobaczenia całych ferm luwaków, procesu tworzenia, jak i posmakowania. Istotną częścią, jest również przygotowanie tej zawiesistej konsystencji. Kawę zalewa się gorącą wodą przez zaparzacz do szklanki z przygotowanym już na dnie skondensowanym mlekiem.

Duży wpływ na przestrzeń i architekturę miasta miała historia. W XIX wieku Da Lat było ulubionym uzdrowiskiem dla francuskich żołnierzy. Nie zdziwmy się zatem, kiedy zobaczymy Wieżę Eiffla, czy domy w europejskim stylu. Dzięki położeniu na wysokości 1500 m n.p.m., można w końcu odetchnąć rześkim powietrzem, ufff...temperatura cały rok utrzymuje się na poziomie 25 st. Pomimo, iż miejscowość nie należy do urodziwych, nazywane jest miastem miłości i stanowi często cel podróży poślubnej Wietnamczyków.

Czas ruszać dalej, poznać Wietnam z perspektywy skutera...


Paulina z campingshop.pl

Opinie klientów zobacz: wszystkie opinie

Twoja opinia może być pierwsza.

Pokazuje 0-0 z 0 opinii